Nie wiem co się dzieję z blogerem.. ale wyrazy mi się same wstawiają lub całe słowa są dużymi literami.Przepraszam to nie moja wina. Jeśli uważacie, że coś jest nie na miejscu omińcie to.. ;)
+ Postaram się dodawać krótsze rozdziały co tydzień.. Są wakacje.. chce jakoś to nadrobić..
* Rano *
Otworzyłam oczy i spojrzałam która godzina. 7:30. Mam 30 minut do szkoły. Jęknęłam. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki telefon. Miałam 2 wiadomości.
1 Wiadomość: Ash ;). " Gdzie jesteś ? "
2 wiadomość: Nieznany.
" Hey słonko. Mam nadzieje, że cie nie obudziłem. Justin :) "
Do Justin :
Hey.. nie, nie obudziłeś.A tak po za tym to skąd masz mój numer ? :)
Odpisałam i zostawiłam telefon na łóżku, po czym wstałam by się chociaż dziś nie spóźnić. Udałam się do garderoby by wziąć czystą bieliznę i ubrania. Stwierdziłam, że nie zdążę się o kąpać, więc tylko się przebrałam w łazience, zrobiłam makijaż i poczesałam włosy które spięłam w wysokiego kucyka. Wyszłam z łazienki, wzięłam jeszcze tylko torbę, którą zawiesiłam na ramieniu i poszłam do kuchni. Zaczęłam robić śniadanie.
- Charllote Kim O'conner. - zawołała Ashley. - Jesteśmy znowu spóźnione.
Spojrzałam na zegar i była 8:15. Fuckkk.. Nie znowu. Przecież tylko się ubierałam. Ughh..
- Lecę po telefon i jedziemy.- powiedziałam wchodząc na schody.
- Mówisz o tym kochanie - spojrzałam na przyjaciółkę, która trzymała mój telefon w ręce.
- Dziękuje. - pocałowałam dziewczynę w policzek.
- Austin.. jedziemy.
- Ale ja nic nie jadłam..
- Zjesz na stołówce. - Ash popchnęła mnie do drzwi.
Poczułam wibracje w ręce. Odblokowałam telefon. Kolejne 2 Wiadomości.
Od Justin :
To mało ważne skąd mam, ważne, że ma go. ;*
Od Justin :
Co robisz ?
Do Justin :
Jadę do szkoły :/
Od Justin :
Naprawdę.. hahaha.. chodzisz jeszcze do szkoły ?
Do Justin :
Hey.. mam jeszcze 17 lat.
Od Justin :
Ehh to małolata z ciebie.. wiesz co kochanie.. możemy przełożyć dzisiejszą kolacje naa... ?
Do Justin :
Na kiedy ?
Od Justin :
Na nigdy. Sorki słonko.
Haha.. co on napisał.. chyba śnie.. nie żeby mi zależało czy coś.. no ale tak się nie robi.
- Charll idziesz ? - wyrwał mnie głos Ash.
- Tak tak już idę. - Wysiadłam z auta i kierowałam się do mojej szafki.
Do Justin :
Chce ci tylko przypomnieć, że to ty chciałeś się ze mną umówić :)
Kiedy byłam już przy swojej szafce, otworzyłam ją i wyciągnęłam kilka książek, które będą mi potrzebne.
Sms.
Od Justin :
Niech ci będzie.. Będę o 17.
Pani Clark jest przemiłą staruszką ucząca biologi. Wszyscy uczniowie są jej wdzięczni, że jako ona jedyna nie posyła nas do dyrektora jak coś zrobimy. Dziś się jakoś nie wyspałam.. ha nie jakoś spałam nie całe 3 godziny. Pierwsze jak przyjechałam wczoraj do domu pokłóciłam się Austin'em, jak zwykle był zazdrosny. Czasami go nie rozumiem.. nie jesteśmy ze sobą.. więc o co mu chodzi. Po krótkim czasie dostałam telefon, że pali się dom Tom'a, Jack'a i Paul'a.
- Charl... Pali się dom. - krzyknął Jack przez telefon.
- Co..? Który ? Gdzie ?
- No nasz...przyjedzcie tu szybko.
- Już jedziemy.
Rozłączyłam się szybko i pobiegłam na dół.
- Ruszać tyłki, dom chłopaków się pali.
- Jak to ? - zapytał Bray powili wstając, analizując to co właśnie powiedziałam.
- Co można nie zrozumieć " ruszać tyłki, dom chłopaków się pali " co ?
Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym żartowała.
- Jeśli za 5 sekund nie będzie was na zewnątrz zapomnijcie, że dalej będziecie tu mieszkać.. i ciebie się to też tyczy Brayan. - Krzyknęłam nabuzowana.
- Raz.. dwa.. trzy.. cztery.. i pięć - Ostatnie słowo wypowiedziałam kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
Trójka przyjaciół siedziała już w samochodzie i już odjeżdżali, kiedy nagle usłyszeliśmy wielki wybuch.
Podeszłam do swojego auta a te głąby czekali nie wiem na co, na zbawienie na pewno nie. Wsiadłam i od razu odpaliłam silnik, szybko wrzuciłam wsteczny i wyjechałam na ulicę. Sięgnęłam ręką do schowka i wyciągnęłam miętówki i spluwę. Dwie drażetki wsadziłam do ust i zaczęłam żuć a pistolet wzięłam w lewą rękę i naładowałam ją, następnie wystawiłam ją na zewnątrz wcześniej otwierając okno i nacisnęłam za spust dwa razy. To na znak, że już jedziemy do nich. Mieszkają 10 przecznic dalej, więc powinni usłyszeć.Po nie spęłna.. nie wiem ilu.. ale dotarliśmy na miejsce.. Cały dom się palił.. dosłownie. Zgasiłam silnik i wybiegłam do chłopaków.
- Jack..! - krzyknęłam.
Zauważyłam tylko Jack'a i Paul'a.
- Gdzie jest Tom ? - zapytałam kiedy już byłam przy nich.
- Właśnie z nim wychodzą.. - kiwnął głową bym spojrzała w tamtym kierunku.
- Charlotte - usłyszałam głos pani Clark.
- Umm.. tak ?
- Odleciałaś.. proszę cie słuchaj mnie.. bo to będzie na sprawdzianie.
- Pani jeszcze sprawdziany będzie robić ?
- Przecież jest początek maja.
- Cokolwiek.
Obróciłam się plecami do ściany i się oparłam nogi dając na stołek. Przeważnie siedzę sama. Jedynie jak mam nie które lekcje z Ash wtedy z nią siedzę. Inne dziewczyny się mnie boją. I słusznie. Wiele słyszały na mój temat, nie tylko one, nauczycielki i chłopcy z mojej jak i innych klas także.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
- Charl wycisz telefon, załatwisz to na przerwie. - powiedziała nauczycielka.
Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że dzwoni Jack.
- Mogę odebrać - zapytałam. - To bardzo ważne.
Popatrzyłam na nią tym wzrokiem, żeby zrozumiała, że jak nie odbiorę to jej coś zrobię.
- Dobrze, masz 5 minut.
Wstałam wzięłam torebkę i wyszłam za drzwi odbierając telefon.
- Halo ?
- Charl.. z Tom'em jest coraz gorzej.
- Co lekarz powiedział.
- Jeśli możesz to przyjedź tu jak najszybciej.
Zawsze jak coś się dzieje to dzwonią do mnie.. nie jestem głową gangu tylko Bray. Czasami mnie to denerwuje, bo jestem w szkole.. tak nienawidzę jej .. ale muszę myśleć o przyszłości. Co ja powiem dzieciom, że ich mama była częścią gangu, temu żyją.. jak żyją.. Uhggg nie ważne. Wracając do tematu.. zapomniałam wam powiedzieć,że Tom jest w szpitalu.. ma złamaną rękę i wstrząs mózgu. Był w domu, kiedy bomba wybuchła.. na szczęście był w piwnicy.. więc był daleko od bomby.
- Jasne, zaraz będę. -rozłączyłam się i poszłam w kierunku pokoju dyrektora.
Zakukałam dwa razu i od razu weszłam.
- Dzień dobry.
- Witaj Charlotte, co się stało.
- Zwolnienie poproszę.
- Na ilę ?
- To chyba realne, że na cały dzień ..
- Już wypisuje.
Jesteście ciekawi czemu mi od razu wypisuje zwolnienie ? Hmm to nawet ciekawa historia. Raz jak szłam wieczorem z Konradem to widziałam go jak obściskiwał się ze swoją gosposią. Za każdym razem jak o coś go proszę to to robi.. bo jednak się chce stracić swojego stanowiska i rodziny oraz reputacji.
- Ahh.. i jeszcze do Ashley.
- Za dużo wymagasz ode mnie. - powiedział wściekły.
Spojrzałam na niego i podeszłam bliżej stając koło niego fotela.
- Umm.. coś ty powiedział ? - zapytałam, sięgając do torebki po telefon.
- Powiedziałam, że nie.
- Dobrze.
Wybrałam numer jego żony.
Ahh.. no tak, musiałam coś wymyślić by dostać jej numer. Jest matematyczką w innej szkole, tak więc powiedziałam, że mam z tym przedmiotem problem i wzięłam jej numer na następny raz. Od razu się zgodziła. Tak więc już było słychać pierwszy sygnał.
- Charlotte ? - zapytała.
Przyłożyłam telefon do ucha.
- Dzień dobry pani Vanlons. - uśmiechnęłam się chytrze do dyrektora.
- Przepraszam, cię ale teraz mam lekcje, zadzwonię jak będę mieć czas.. Do usłyszenia.
- Dobrze. - zauważyłam jak Denis ( dyrektor ) bierze następną kartkę ze zwolnieniem.
- Masz szczęście, że nie miała teraz czasu Denis.
- Kiedyś tego pożałujesz.
Ponownie sięgnęłam niby, że czegoś szukałam w torebce, ale za spodenkami miałam broń. Wyciągnęłam ją i przyłożyłam na skroni Den'a.
- Przecież piszę.. mogłabyś to odłożyć.
- Myślałam, że chcesz się zabawić. - powiedziałam wzmacniając ucisk. - Pośpiesz się nie mam czasu.
Sms.
Od Nieznany :
Kochanie, nie ładnie tak się bawić z dyrektorem. Bierz zwolnienie, tylko swoje i jedź do szpitala. Jak weźmiesz jeszcze Ashley to nie zobaczysz już Tom'a.
Obejrzałam się za siebie było tam okno.
Czy ktoś mnie obserwuje ?
Ten ktoś widział, jak Denis'owi groziłam.
Kurwa.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz