środa, 26 listopada 2014

Rozdział 011

Po skończonym obiedzie do chłopaków w którym mi  Ashley pomogła poszłyśmy do salonu, pooglądać jakiś film.
- Ash, mówiłaś Brayan'owi o tym ?
- Nie, boję się.
- Od kiedy do niego coś czujesz ?
- Od nie dawna, wiedziałam czy ci powiedzieć, czy nie.
- Dobrze zrobiłaś.
- I co teraz ? - zapytała spoglądając na mnie.
- Musimy się zastanowić.
Drzwi się otworzyły i weszli chłopcy. Brayan wszedł do salony i podszedł do kanapy i usiadł koło Ashley dając jej buziaka.
- Czym sobie zasłużyłam na takie powitanie ? - zapytała dziewczyna.
- Tym, że jesteś moja. - powiedział jak by to było oczywiste i dalej patrzał na telewizor.
Spojrzałam na przyjaciółkę i zobaczyłam jak jej twarz promienieje. Ciesze się, że znalazła szczęście przy moim bracie. Ona ta samo cieszyła się moim szczęściem jak byłam z Konradem. Pamiętam jak dowiedziałam się o tym, że zginą w tym wypadku.
Usłyszałam nagle syreny i wieli wybuch. 
- Co się stało ? - krzyknęłam. 
- Jakiś kierowca miał wypadek. 
- Co ? Który ? 
Oby nie Konrad, proszę cię boże - pomyślałam i założyłam ręce na kark.
Brayan założył słuchawki i zaczął pytać co się stało.
- Żyje. 
- Całe szczęście. - położyłam rękę na klatce piersiowej i oddychałam głęboko.
Blondyn jeszcze chwilę z nim rozmawiał i usłyszeliśmy pisk opon. Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam, że jedzie Konrad a za nim nasz wielki wróg. Spojrzałam pod zderzak tamtego auta i podbiegłam szybko do Brayan'a. 
- Daj mi szybko słuchawki. 
- Po co ? - zapytał, bo on był pilotem i on tylko miał prawo do tych słuchawek. 
- Daj mi te pieprzone słuchawki. 
- Nie - krzyknął.
- Ten palant ma rakietę, zaraz ją wystrzeli prosto w Konrada. 
I nagle rozległ się ponownie wieli wybuch. Odwróciłam się w tym kierunku i zobaczyłam, że auto mojego chłopaka się paliło. Podbiegłam pod palącej się gablotę i otworzyłam drzwi by go wyciągnąć. 
- Konrad - zaczęłam krzyczeć - Konrad.... KONRAD.. ! - krzyczałam jak najgłośniej umiałam.
Poczułam jak toś mnie bierze w pasie i zaczyna biec, rzucił mnie na beton i pokrył swoim ciałem. 
I kolejny wybuch, tym razem całe auto zaczęło się palić. Po chwili ciało ze mnie zeszło a ja wstałam i popatrzałam kto to był.  Brayan. 
- Mówiłam ci żebyś dał mi te pierdolone słuchawki, ale po co mnie słuchać. Przecież wiesz, że tylko w nagłych wypadkach ci przeszkadzam, ty popierdzielony dupku -wstałam i podeszłam do niego, zaczęłam bić go w klatkę piersiową. 
- Nie wiedziałem, okey ? - wrzasnął.
- Nie okey, przez ciebie Konrad nie żyję, rozumiesz nie ŻYJE.. nie ma go, przez ciebie, tylko i wyłącznie przez CIEBIE ! - krzyknęłam mu prosto w twarz. 
- Uspokój się - podeszła do mnie Ashley wzięła mnie za rękę. 
- Zostaw mnie. - wyszarpałam się jej. 
- To nie jego wina, przecież Charlotte.
- Nie ? A kogo wina ? Przecież on mi nie dał tym jebanych słuchawek. Gdyby je dał, to Konrad by żył. A ty broń tego potwora dalej.. pewnie go chronisz dlatego, że cię pieprzy. - spojrzałam ostatni raz na nich i pobiegłam w nieznanym mi kierunku tylko wiedziałam, że chce od nich uciec raz na zawsze. 
- Hey, żyjesz ? - szturchnął mnie Tom.
- Tak tak, zamyśliłam się, pójdę do siebie. - powiedziałam i wstałam.
Gdy już byłam w pokoju położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać dalej.
Nie było mnie chyba z 3 dni po wypadku. Błąkałam się bez przerwy, nie chciałam tam wracać, do tego potwora. Nic nie jadłam, nie piłam, byłam cała brudna. Nie wytrzymałam i wreszcie wróciłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic, przebrałam się w czyste ubrania i ponownie wyszłam zabierając ze sobą kluczyki od samochodu.  Pojechałam do bliskiej knajpy i tam dopiero zjadłam posiłek i się napiłam ciepłej herbaty. Kilka dni później odbył się jego pogrzeb, ciało zostało spalone. Nie wytrzymałam, brałam leki uspakajające, one nie pomagały więc Ashley zapisała mnie do szpitala psychiatrycznego. Wyszłam 5 miesięcy temu, byłam tam 6 miesięcy. I tylko tyle pamiętam.
Rozmyślanie przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam.
- Hey.. - powiedziała szeptem Ash.
Usiadła na brzegu łóżka.
- Czemu płaczesz ? - zapytała także szeptem.
- Nie płaczę. - usiadłam w siadzie skrzyżnym.
- Widać przecież, Charl mnie nie okłamiesz.
Otarłam policzki i naprawdę było tam kilka mokrych łez.
- Nawet nie zauważyłam, że płaczę.
- Dlaczego ?
Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy.
- Wspomnienia..
- Konrad prawda ?
- Tak.. - spojrzałam na nią.
- Temu poszłaś z salonu ?
- Tak..
- Mam przynieść tabletki.
- Nie, idziemy na zakupy ? - zapytałam.
- Jasne, za 5 minut na dole.
- Dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze chwilę siedziałam ale wstałam i poszłam do garderoby.
Wybrałam szybko ubrania i się przebrałam. Poprawiłam włosy i zapakowałam potrzebne mi rzeczy do torebki jeszcze popsikałam się perfum'em i zeszłam na dół.
- Gdzie idziesz ? - zapytał Bray.
- Na zakupy z Ashley.
- Mogę z wami ?
- Po co ?
- Potrzebne mi nowe rzeczy.
- Masz 2 minuty.
- Spoko - uśmiechnął się szeroko.
Podeszłam do kanapy która znajdowała się w salonie. Był tam tylko Austin.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam.
- Jasne, o czym ?
- Dobrze wiesz o czym..
- I co związku z tym ?
- Dziwnie się czuję wiedząc co do mnie czujesz.
Nie odzywał się, więc kontynuowałam.
- Chce od ciebie tylko przyjaźni, nie zrozum mnie źle, czułam coś do ciebie, ale to było chwilowe.
- A do tego dupka coś czujesz ? - zapytał nawet nie patrząc na mnie.
- Nie..
- To czemu nie możemy być razem ?
- Bo ja i ty wiemy jaki jesteś, nie oszukuj siebie Austin, nawet jakby byliśmy razem to miałbyś jakąś panienkę na boku i byś ją posuwał, bo wiesz, że ci nie dam.
- Jeszcze zatęsknisz za mną, zobaczysz.
- Nie Austin, chce tylko przyjaźnie, jeśli oczekujesz ode mnie coś jeszcze to nie licz na to. - powiedziałam i wyszłam z domu.

- Jak ja dawno nie byłam na zakupach - pisnęła Ash, jak wyszliśmy z pierwszego sklepu.
- No widzisz.. musisz teraz to nadrobić - powiedział Brayan i pocałował dziewczynę w policzek.
Chodziliśmy jeszcze z 3 godziny, ale byłam już straszne zmęczona na dodatek przypomniało mi się, że nic nie jadłam. Więc poszliśmy do kawiarni.
- Załatwiłeś te wyścigi ? - zapytała Ashley Brayan'a.
- Tak i nawet nie waż się jechać w nich.
- Ale Charlotte powiedziała, że pojadę kilka razy.
- Chcesz, żeby było to samo co z Konradem ?
- No nie..
- I nagle cię obchodzi, że Konrad nie żyję ? - zapytałam.
- Tak, był chłopakiem mojej siostry.
- Tak był, ale to nie znaczy..
- Charlotte przestań, to było dawno i nie zgodzę się by Ashley jechała w wyścigu.
- Pojedzie i tyle, ty nie masz nic do gadania, bo przez ciebie mamy długi.
- To ja pojadę za nią.
- Mogłeś pojechać także za Konrada.
- Zostałabyś wtedy sama.
- Nie, bo Ian wiedział, że jak pojedzie Konrad to będzie miał fory a jak ty to sobie nie poradzi i to wykorzystał. A tak po za tym to Ian siedzi, więc Ashley nic nie będzie.
- Powiedziałem nie.
- A ja mówię tak, i jeśli coś nie pasuję to trudno. Zdania nie zmienię.
- Ja pojadę za nią.
- Powiedziałam nie. - wstałam zabierając se sobą moje rzeczy i wyszłam kierując się do wyjścia z budynku.
Myślałam, że chociaż zakupy mi pomogą zapomnieć o tym wypadu tzn, żeby choć na chwile oderwać się od tego. Z zewnątrz nic nie widać po mnie, że cierpię, ale za to wewnątrz dawno jestem już martwa.

----------------
Rozdział jak rozdział.. napisałam go na szybko co zresztą widać..
Przepraszam, że tak późni go dodaje, ale za nie długo koniec semestru i wiele kartkówek jest.. Chyba sami wiecie, bo chodzicie do szkoły.
Od niedawna rozpoczął się mój nowy blog .. zapraszam na niego :
http://justdowhatyoushould.blogspot.com/
Do zobaczenia nie długo.. :3